Niedzwiedz - 2008-06-11 19:34:02

Magda Hartman | Środa [11.06.2008, 13:03]

Napieralski walczy z krzyżem w Sejmie. Popierasz? (GŁOSUJ)



http://e.pardon.pl/pa606/d8c09c82001b1484484fb3f9


(fot. Tomasz Gzell/PAP)

Sejmowy krzyż, wiszący sobie na eksponowanym miejscu, jest symbolem specyficznego, polskiego wariantu rozdziału Kościoła od państwa. Który zapisano w konstytucji - i wystarczy.

Ofensywę medialną Grzegorza Napieralskiego, jak zresztą każde krytyczne słowo wobec Kościoła katolickiego, przedstawia się jako tak zwaną "wojnę z Kościołem". Dobrze choć, że nie "prześladowanie Kościoła".

Jest rozdział państwa od Kościoła. Symbole religijne powinny być tam, gdzie jest miejsce kultu, a nie w urzędach czy instytucjach państwowych. W parlamencie są parlamentarzyści wierzący, niewierzący i innych wyznań.

Tak mówił Napieralski w RMF FM. Teraz czekamy na reakcję biskupa Pieronka. Ciekawe, do jakiego stworzenia hierarcha przyrówna szefa SLD.

Który próbuje chyba po prostu wszcząć dyskusję - jakąkolwiek dyskusję. Jednak jak na razie szanse na to są niewielkie. Choć SLD zarzuca się "niemerytoryczne ataki na Kościół", są one właśnie bardzo merytoryczne.

Napieralski stawia bowiem całkiem rzeczowe pytanie - jak powszechną, oficjalną obecność religii katolickiej w organach państwa pogodzić z konstytucyjną zasadą jego świeckości?

Na to pytanie nikt Napieralskiemu nie zamierza merytorycznie odpowiedzieć. Obfitość jest za to odpowiedzi niemerytorycznych. Na czele z taką: Napieralski nie ma w ogóle  prawa pytać, bo jest... z SLD. Słowem, Kościół dobiera sobie rozmówców według własnego klucza.

Czy "krucjata" nowego szefa SLD, że użyjemy określenia perfidnego, ma szanse powodzenia? Niestety, nie bardzo. Wskazuje na to już sam sposób relacjonowania jej przez media. Otóż żeby zaakcentować, że Napieralski to taki niepoważny, folklorystyczny błazen, jego apel o zdjęcie krzyża zestawia się z faktem, że w dzieciństwie był ministrantem.

I próżno Napieralski pyta "A co to ma do rzeczy?" Oczywiście nic, dziennikarz o tym świetnie wie. Ale gęba została przyprawiona.

Napieralski to Don Kichot. I wiele wskazuje na to, że na polskiej scenie politycznej będzie raczej meteorem.

Co z tego, że ma poparcie wśród partyjnych "dołów" SLD, skoro popełnił grzech pychy: rzucił wyzwanie establishmentowi partii - i wygrał. Bowiem nijaki i usłużny Olejniczak był ledwie figurantem starych działaczy z przeszłością w PZPR - figurantem, mającym dać pozory czegoś nowego.

Na ostatnim kongresie SLD Napieralski został przewodniczącym o włos. Ale już na styczniowej Konwencji Krajowej, zdominowanej przez ludzi Olejniczka, może nim przestać być. Na drodze zwykłego wotum nieufności. Napieralski de facto ma więc czas do stycznia - albo udowodni, że jest coś wart, albo wyleci.

Musi zrobić coś spektakularnego - dlatego tak się uwija. A jednak, przy braku chęci mediów do poważnej debaty nad rolą Kościoła w Polsce, Napieralski szanse ma niewielkie. Nawet mając dobre argumenty trudno rozmawiać z ludźmi, którzy rozmawiać z tobą nie chcą.

Bowiem on chce poważnej debaty - nie mało znaczącej błazenady medialnej a'la Joanna Senyszyn. Która jest wierną stronniczką bogobojnego Olejniczaka. Wiele to mówi o doniosłości jej "antyklerykalizmu".

A Olejniczak wciąż jest bardzo silny - Napieralski musiał zostawić mu przewodniczenie klubowi poselskiemu SLD, a więc dostęp do mediów. Zaś Napieralski wikła się w bardzo złożone i niejasne dla przeciętnego wyborcy zagadnienia - które jego oponentom będzie bardzo łatwo obrócić, najczęściej w mało uczciwy sposób, na jego niekorzyść. I z wroga klerykalizacji Polski zrobić wroga kleru - a nawet wiary i Kościoła.

Gdyż przeciętny wyborca nie uchwyci subtelnych rozróżnień, tego "tak, ale", do którego sprowadza się dyskusja o świeckości państwa. Nie wie, co jest w konkordacie, z którym Napieralski walczy. Nie wie, dlaczego w Sejmie nie powinno być symboli religijnych. Chce religii w szkole - choć nie katolickiej katechizacji - a Napieralski walczy z religią w szkole.

Słowem, obserwujemy siedem miesięcy Napieralskiego. W pewnym sensie - nawet ze współczuciem, jak każdą walkę z wiatrakami. Bowiem o co chodzi lewicy, cynicznie posumował Piotr Gadzinowski ("Nie" 23/2008) - który z karuzeli odpadł, więc może pisać co chce.

Przecież przy obecnych 8-10 procentowych notowaniach wyborczych starczy poparcia wyborców do zdobycia mandatów w Sejmie i samorządach dla grona liderów. Oraz dotacji z budżetu na kilka następnych lat wygodnego politycznego życia.

Dlatego też widowiskowy epizod z Napieralskim to nie zapowiadane odnowienie lewicy. To jej śmiertelny paroksyzm.

http://proca.pl/embed/1107/h

https://wymarzonezdjecia.pl/przegrywanie-minidv-wi pasjart.pl klubcsr.pl porada laktacyjna kajaki reda pakiety wellness Ciechocinek