Xara - 2008-04-29 14:24:40

http://img222.imageshack.us/img222/8548/filmysyrenawisetrousdalan9.jpg

Co kryje się pod nazwą Atlantyda? W „Timaiosie" Platon pisze: „...mocarstwo, władające nad całą wyspą i nad wieloma innymi wyspami i częściami lądu stałego". Można się więc domyślać, że było to raczej rozległe imperium, które właściwiej i wygodniej będzie nazywać Imperium Atlantydy.

Położenie Atlantydy
Snując różne spekulacje na temat Atlantydy, nie można pominąć sprawy jej lokalizacji. Wynika to choćby z faktu, że skoro przyjmuje się realne jej istnienie w przeszłości, to musiała gdzieś się znajdować. Poszukiwania praktycznie wykluczyły możliwość jej lokalizacji w miejscu wskazanym przez Platona. Można więc wnosić, że albo jest to miejsce niewłaściwe, albo też jego wskazówka została niewłaściwie zrozumiana. Zwolennicy realnego istnienia Atlantydy wyciągnęli takie wnioski już dość dawno i dlatego lokalizowano ją w bardzo wielu miejscach. Nie brano jednak pod uwagę faktu, że Atlantydzi mogli dysponować wysoko zaawansowaną nauką i techniką. W jaki sposób może się to wiązać z położeniem Atlantydy?

Ciekawe zjawisko - kontynent, którego istnienia nikt nie udowodnił, nie ma nawet jednoznacznych opinii, gdzie by miał się on znajdować (jest chyba co najmniej kilkanaście hipotetycznych miejsc, które wskazują atlantolodzy, ale o tym może później). A mimo to Atlantyda - tajemniczy, nie odkryty ląd - zaprząta umysł człowieka o ponad dwóch i pół tysiąca lat. A wszystko to "przez" Platona, który w swoim słynnych dialogach "Timaios" i "Kritias" przekazał opowieść o owym tajemniczym lądzie. Co prawda wielu badaczy podejrzewa go o to, że całą historię zmyślił od początku do końca. Jednak prawdopodobnym jest, iż wystąpił on jako komentator lub kronikarz.

Wtedy to morze było dostępne dla okrętów. Bo miało wyspę przed wejściem, które wy nazywacie Słupami Heraklesa (chodzi o Gibraltar)[...] Ci, którzy wtedy podróżowali, mieli z niej przejście do innych wysp. A z wysp była droga do całego lądu, leżącego naprzeciw, który ogranicza tamto prawdziwe morze[...] Otóż na tej wyspie, na Atlantydzie, powstało wielkie i podziwu godne mocarstwo pod rządami królów, władające nad całą wyspą i nad wieloma innymi wyspami i częściami lądu stałego[...] Później przyszły straszne trzęsienia ziemi i potopy i nadszedł dzień jeden i jedna noc okropna[...] wyspa Atlantyda tak samo zanurzyła się pod powierzchnię morza i zniknęła[...]

Dzieła Platona, o których na początku wspomniałem należą do szczególnie popularnego gatunku w starożytnej Grecji - dialogów; zresztą sam Platon bardzo chętnie tę formę wykorzystywał. Jak sama nazwa wskazuje utwory te są zapisem rozmowy między kilkoma osobami. I to właśnie bohaterowie dzieł Platona są sprawcami całego zamieszania.

Na początku jednak należałoby się przyjrzeć Solonowi, który co prawda nie jest bohaterem żadnego z dialogów, ale to jego opowieść przekazana jednemu z bohaterów po raz pierwszy przekazuje informacje o Atlantydzie. Solon był postacią znaną i szanowaną w Atenach. Przez długie lata mędrzec ten, wywodzący się ze starego rodu królewskiego, dzięki swym wybitnym cechom charakteru sprawował władzę i ustanawiał prawa. Gdy podróżował po Egipcie zetknął się z przedziwną historią, która w jego ojczyźnie była zupełnie nieznana - dziesięć tysięcy lat wcześniej Grecja, sprzymierzona z kilkoma innymi państwami (w tym Epitem) brała udział w wojnie przeciw tajemniczej, potężnej armii pochodzącej z kontynentu leżącego na Atlantyku.

Pisma nasze mówią, jak wielką niegdyś potęgę wasze złamało państwo. Szła z zewnątrz, z Morza Atlantyckiego.

[...] dziewięć tysięcy lat minęło, odkąd podanie przekazało wojnę między tymi, co mieszkali poza słupami Heraklesa, a tymi wszystkimi, co po naszej stronie[...]

Tylko tutaj pojawia się jeden "mały" problem. Otóż w roku dziesięciotysięcznym przed Chrystusem tylko o Egipcie i Mezopotamii możemy mówić jako o państwach, bardzo prymitywnych zresztą. Natomiast w Grecji nie było jeszcze... Greków - żyły tam jedynie plemiona koczownicze. Natomiast ludy indoeuropejskie, które stworzyły kulturę helleńską, wybrały się w podróż na Peloponez kilka tysięcy lat później...

W każdym bądź razie Solon przywiózł do Grecji obraz potęgi obcego mocarstwa, jego niepojętego poziomu technicznego, przewyższającego wielokrotnie dokonania Hellady i wyczerpujący opis samego, dotychczas nieznanego kontynentu. Opowiedział o tym wszystkim kilku swoim przyjaciołom - jednym z nich był Dropides, który następnie opowiedział to wszystko Kritiasowi Starszemu. Ten ostatni natomiast, mając osiemdziesiąt lat, przekazał to swojemu wnukowi - dziesięcioletniemu Kritiasowi Młodszemu. Kritias Młodszy został po wielu latach jednym z władców Aten. Był on uczniem Sokratesa, znał doskonale Platona (tym bardziej, że był jego wujkiem). Pewnego dnia spotkali się Sokrates, Kritias i dwaj ich dobrzy znajomi - Timaios i Hemokrates, którzy jednak są w opowieści o Atlantydzie postaciami marginalnymi. W "Timaios" po raz pierwszy wspomniane jest o zaginionym kontynencie:

To posłuchaj, Sokratesie. Opowieść bardzo dziwna, ale ze wszech miar prawdziwa. Opowiadał ją kiedyś Solon, najmądrzejszy z siedmiu mędrców.

Jednak "Timaios" to traktat przyrodniczy, a o Atlantydzie Platon w nim wspomina niejako przy okazji. Prawdziwą kopalnią "wiedzy" o tajemniczym lądzie jest dialog "Kritias", który jest poświęcony w całości zaginionej cywilizacji - szczegółowo opisuje zaginiony kontynent i naród go zamieszkujący.

[...] była większa od Libii i Azji, a teraz skutkiem trzęsienia ziemi zapadła się, i zrobiło się z niej błoto nie do przebycia dla tych, którzy stąd wypływają na tamto morze - drogi już nie ma tamtędy[...]

Państwo opisane przez Platona było wzorcowo zorganizowane - doskonałość i rozmach imponują każdemu. Jednak opis idealnego państwa Atlantów daję do ręki argument przeciwnikom hipotezy istnienia Atlantydy - Platon napisał także "Państwo", dzieło wybitne, opisujące ustrój idealnego polis, planując jego elementy w najdrobniejszych szczegółach; łącznie z liczbą obywateli i metodami prokreacji. Podejrzewa się, że w przytaczanych tutaj dialogach, które powstały później, dał on upust swej wyobraźni i powołał do życia przykładowe, nigdy nie istniejące państwo. Jednak dowodów na to nie ma, a sposoby zorganizowania państwa "platońskiego" i Atlantydy różnią się od się od siebie. Tak więc o tym jak było naprawdę wyjaśnić mógłby jedynie sam Platon.

Według Platona Atlanci mieli boskie pochodzenie - przy podziale ziemi miedzy bogami Posejdon otrzymał w swe władanie właśnie Atlantydę. Osadził on na niej swoich potomków, których spłodził ze śmiertelną kobietą. Mnożyli się oni, zasiedlając ląd kolejnymi pokoleniami światłych obywateli. Korzystali oni z ogromnych bogactw i odznaczali się przymiotami nie danymi zwykłym ludziom.

[...]Jak się poprzednio o przydziałach bogów mówiło, że podzielili między siebie całą ziemię, i taki przydział był raz większy, a nieraz i mniejszy, i urządzili sobie świątynie i ofiary, tak też i Posejdon dostał w udziale wyspę Atlantydę i osadził tam potomków swoich z jednej kobiety śmiertelnej w jakiejś tam okolicy wyspy. Od brzegu morza aż do środka całej wyspy była równina. Najpiękniejsza miała być ze wszystkich równin i zadowalającej była wartości[...]

Atlantyda była lądem bogatym we wszelki kruszce, żyzne pola i zwierzęta. Ziemia niosła niespotykane w całym ówczesnym świecie plony. Klimat był tam raczej ciepły skoro rosły tam nawet... palmy kokosowe! Cały ląd otoczony był pasmem gór, licznie zamieszkanym i przepięknym. W ogóle kraina opisana przez Platona jawi się jako cudowne, czarujące miejsce.

[...] Bogactwo posiadali tak olbrzymie, jakiego ani przedtem nigdy w żadnym królestwie nie było, ani też kiedykolwiek później łatwo nie powstanie. Byli zaopatrzeni we wszystko, czego było potrzeba w mieście i w reszcie kraju. Wiele dóbr przychodziło do nich z zewnątrz, bo mieli władzę, a najwięcej ich dostarczała wyspa sama dla zaspokojenia potrzeb życiowych[...] jakie tylko wonności ziemia dzisiaj rodzi gdziekolwiek, korzenie i zioła i drzewa, oprócz tego[...] i zboża, które nam za pożywienie służą[...] i to drzewo, które napój i pokarm i olej wydaje[...] wszystko wtedy wydawała ta wyspa, będąca jeszcze pod słońcem, wyspa piękna, święta i przedziwna - w obfitości nieprzebranej. Więc oni to wszystko brali z ziemi i budowali świątynie i pałace królów, i porty i arsenały, i całą resztę swojej ziemi urządzili w ten sposób[...]

Państwo Atlantów obejmowało nie tylko opisywany kontynent (otoczony prawdopodobnie jeszcze wieloma wyspami), ale sięgało także na tereny bliskie Egipcjanom i Grekom, więc musiało być ogromne. Dlatego też rządziło nim aż dziesięciu królów, a każdy miał wobec innych równe prawa. Świętą zasadą był wieczny pokój między nimi i niezmienność granic poszczególnych "dzielnic", co zapobiegało wojną domowym. Co interesujące - każdy z monarchów miał na swoim terenie władzę absolutną.

Kolejne wątpliwości nasuwają się, gdy przyjrzymy się skali prac inżynieryjnych, przeprowadzonych na głównym kontynencie. Nawet jak na nasze czasy tak wielka inwestycja jest niemożliwa do przeprowadzenia. Niektórzy ironizują, że Atlantom musiał pomagać sam Posejdon... i to osobiście. Zwłaszcza, że wdzięczne potomstwo wystawiło dla niego monumentalną świątynię, a w niej ustawiło kilkudziesięciometrowy posąg ze szlachetnych kruszców. Jeszcze ciekawsza jest budowa stolicy imperium (plan na rysunku). Jej teren otaczały pierścieniami trzy kanały wodne, a najszerszy z nich miał pół kilometra szerokości. Wszystkie były głębokie na kilkadziesiąt metrów, a wypełniało je łącznie, lekko licząc, 170 mln m3 wody. Nawet dzisiaj, przy pomocy ciężkiego sprzętu, wykopanie czegoś takiego trwałoby długie lata. Wokół wewnętrznego pierścienia ziemi wznosił się mur o łącznej długości 4600 metrów, otaczając miasto o powierzchni 7 km2. Podział metropolii na kilka odrębnych dzielnic-kręgów otoczonych wodą oraz wspomnianymi fortyfikacjami, uzupełnionymi przez kilkadziesiąt wież, tworzyły twierdzę niemal nie do zdobycia. Nie wiadomo jednak przed kim miałaby się bronić, skoro wtedy ludzie nie znali jeszcze nawet żelaza - Egipcjanie dłubali w kamieniach, używając narzędzi miedzianych. Cała wyspa, o powierzchni połowy Polski, otoczona była innym ogromnym kanałem, który biegł u stóp wspomnianego już łańcucha górskiego. Miał on 1840 kilometrów długości, 185 metrów szerokości i 30 metrów głębokości - gigant! Kanał Sueski, który jest największą tego typu budowlą w dziejach ludzkości, jest kilkanaście razy krótszy, a wody wchodzi około 45 razy mniej - kanalik ;)

Faktem jest, że już współcześni Platonowi jego opowieść potraktowali jako piękną baśń, chociaż dla innych autorytet wielkiego filozofa stanowił w tym względzie przeszkodę nie do pokonania. Może więc dlatego wielu uczonych starożytnych uznało, że mimo wszystko opowieść ta jest prawdziwa. Wzmianki o Atlantydzie pojawiały się w dziełach Posejdonisa Strabona (”Geografia”), Pliniusza Starego (”Historia naturalna”). Historyk czasów Augusta – Diodor Sycylijski twierdził nawet, że Atlantyda istniała jeszcze w epoce Kartaginy. Wreszcie geogreaf Markel wymienia siedem wysp na morzu zewnętrznym, gdzie mieszkancy zachowali wspomnienie o niezwykłej wielkości wyspie. Co ciekawe – piszący na temat Atlantydy w V w. filozof Proklos wspomina w swoich pracach nie o ”Dialogach” Platona, ale powołuje się na świadectwo jakiegoś nieznanego Greka – Krantora z Soloi, który rzekomo widział na własne oczy w Egipcie, w świątyni bogini Neith w Sais księgi mówiące o Atlantydzie.

Z drugiej jednak strony późniejsi czytelnicy zwracają przede wszystkim uwagę na to, że Platon dwukrotnie podkreśla w swych relacjach, iż mówią one tylko i wyłącznie prawdę; a przecież Platon nie był pisarzem-fantastą tylko filozofem. Zastanawiająca jest także zbieżność opisu geograficznego położenia Atlantydy z odkrytym dużo później układem Atlantyku i Ameryki. Poza tym absurdalnym wydaje się wymyślanie i wprowadzanie do opowiadania poświęconego ideom politycznym tak wielu szczegółów dotyczących warunków życia na Atlantydzie, na dodatek nie mających odpowiedników w ówczesnej Grecji. Zwierzę, które ma wzrost największy i zjada najwięcej (więc słonia), drzewa, które napój i pokarm i olej wydają (prawdopodobnie palma kokosowa, której pierwszy opis podaje, dopiero po śmierci Platona, jego uczeń – Teofrast), czy też trudne do konserwowania owoce, które stanowią zabawę i dają rozkosz (pod tym opisem podejrzewa się banany). Co ciekawe – wszystkie banany rosnące od Ameryki poprzez Afrykę aż do Azji są rośliną uprawną, rozmnażaną przez człowieka wyłącznie za pomocą sadzonek (jedynego dzikiego protoplastę tej rośliny - tzw. pacoba odkryto w Brazylii).

No dobrze – spytacie – ale gdzie to było? No właśnie... Ten, kto by to wiedział, kto by dowiódł tego byłby chyba najbogatszym człowiekiem na świecie. Kwestia położenia Atlantydy jest największą bolączką zwolenników jej istnienia i równocześnie najmocniejszym argumentem jej przeciwników. Są tacy, co widzieli Yeti, inni mieli spotkanie z duchem a jeszcze inni zostali porwani przez UFO. Nie zaprzecza się też zazwyczaj istnieniu nawiedzonych domów i miejsc o niewytłumaczalnej mocy. Jednak na Atlantydę jeszcze nikt się nie natknął. Chociaż wielu naukowców twierdzi, że taki ląd z całą pewnością istniał. Jednak nikt nie wie gdzie dokładnie jej szukać! Choć Platon wyraźnie wskazuje na Atlantyk: Szła z zewnątrz, z Morza Atlantyckiego[...]

Kiedy w średniowieczu odkryto Amerykę, wielu ówczesnych myślało, że zagadka została rozwiązana. W 1530 roku Girolamo Fracastoro, włoski lekarz i filozof, doszedł do wniosku, że Ameryka, to nic innego jak Atlantyda. Jego zdanie podzieliło wielu, ale wywołało ono równocześnie liczne kontrowersje. Przecież znany jest wysoki poziom ówczesnych Indian. Jednak przeciwnicy tej hipotezy pytali z drwiną w głosie, jak to się stało, że zgodnie z twierdzeniem Platona Atlantyda zapadła się w morze w ciągu jednej tylko nocy, a odkryty właśnie ”Nowy świat” jest calutki i nienaruszony?

Innym ”wdzięcznym” obiektem rozważań były Azory – szereg wysp, rozciągających się na wulkanicznym, aktywnym sejsmicznie obszarze o powierzchni 40 tys. km² i zwolennicy umiejscowienia tam Atlantydy twierdzili, iż są to najwyższe punkty zaginionego lądu. Niestety i ta teoria upadła – Azory nie chcą się pogrążać w oceanie. Mało tego – geologowie ostatnio dowiedli, że mniej więcej od kilkudziesięciu milionów lat archipelag ten powolutku... wynurza się.

Kolejne teorie o rzekomej lokalizacji Atlantydy (Madera, Wyspy Kanaryjskie, Wyspy Zielonego Przylądka) upadały z podobnych przyczyn – wyniki badań i pomiarów geologów. Po prostu na Atlantyku wiele się dzieje – wyspy zanurzają się i wypływają, powstają nowe lądy, a inne giną. Jednak działania te nie mają takiej skali i szybkości – w geologii kilkanaście tysięcy lat to momencik. Badania Oceanu Atlantyckiego nie wykazały niestety jak na razie żadnych pozostałości wielkiego lądu.

Inna koncepcja kieruje swój wzrok za Gibraltar, na... Morze Śródziemne. W 1909 roku odkryto niespotykanie rozwiniętą kulturę minojską, która zakończyła swe istnienie po erupcji wulkanu na wyspie Thera; znaleziono potężną warstwę pyłu wulkanicznego, a ogromna fala spustoszyła nie tylko tę wyspę, ale stała się ”sławna” w całym basenie Morza Śródziemnomorskiego. Wówczas zaczęto uważać, iż Atlantyda znajdowała się na Krecie.

Zresztą można by rzec – co naukowiec, to inna teoria. Anglik Fassenden dowodził w 1925 r., że nie na Atlantyku, tylko na miejscu dzisiejszego Kaukazu. Francuz Figuier pod koniec XIX w. stwierdził, iż znajdowała się ona na archipelagu Santorin - między Kretą a Grecją właściwą; dwaj amerykańscy archeologowie uzupełniali jego teorię mówiąc, że konkretnie na wyspie Thera tego archipelagu. W latach trzydzestych XX w. prof. Schulten stwierdził, że kiedy istniała, to nazywała się Tartess i leżała u ujścia rzeki Gwaldalkwiwir; poparli go potem prof. A. Rivaud i J. Lissner. Prof. G. Udincew stwierdził natomiast, że pozostałością po Atlantydzie jest... Islandia. Naukowcy z Instytutu Badawczego Arktyki i Antarktydy w Leningradzie (obecnie Petersburg) w 1969 roku stwierdzili,, że pozostałością po Atlantydzie są wyspy Oceanu Lodowatego – w tym miejscu miał rozciągać się ląd, Arktyka, który łączył Europę, Azję i Amerykę. Niemiecki archeolog Forbenius, w oparciu o odkrycia swojej ekspedycji stwierdził, iż Atlantyda znajdowała się w Zatoce Gwinejskiej. Inny Niemiec – J. Karst stwierdził, że istniały dwie Atlantydy: jedna na Atlantyku, a druga na Oceanie Indyjskim. Archeolog J. Churchward oświadczył w 1969 r., że Atlantyda istniała na Pacyfiku w okolicach Wysp Wielkanocnych, miała 5 tysięcy mil długości i 3 tysiące szerokości, zamieszkana była przez 60 milionów ludzi i w ogóle nazywała się… Mu.

Zwariować można! ;) Chyba nie ma już dziś zakątka świata, w którym by ktoś nie umiejscowił Atlantydy. Od północy po południe, przez morza i oceany, zatoki i wyspy, czy nawet lądy i szczyty górskie.

No dobrze – o miejscu już było, czas na odpowiedź na pytanie: dlaczego i jak to się stało? Co do tego pierwszego Platon przekazuje nam niejasną relację:

[...] Ale kiedy w nich cząstka boża wygasła dlatego, że często z wieloma pierwiastkami ludzkimi mieszkała, i ludzka natura zaczęła brać górę, wtedy[...] zrobili się nieprzyzwoici, a kto umiał patrzeć widział.

Dla Greka oczywistym był w takich przypadkach gniew bogów – tak zresztą się stało. Zeus karę wymierzyć postanowił, zebrał więc Atlantów, a zebrawszy powiedział... No właśnie. Co? Tego się chyba nigdy nie dowiemy, bowiem w tym miejscu tekst się urywa. Po opisywanych tu dialogach Platon napisał jeszcze tylko ”Prawa”, nigdy już więcej nie wspominając już o zaginionym lądzie.

Zeus zesłał na Atlantydę trzęsienie ziemi i potop, które spowodowały zanurzenie się jej pod powierzchnię morza. A wszystko to miało miejsce w czasie jednego dnia i nocy jednej. Trzeba by odpowiedzieć na dwa pytania. Czy takie katastrofy są możliwe? Czy w starożytności miała miejsce wielka katastrofa?

Oj możliwe, możliwe. Największe odnotowane trzęsienie ziemi zdarzyło się 23 stycznia 1556 roku w Chinach. Zginęło wtedy 830 tysięcy ludzi. W czasie trwania tego kataklizmu często występują pionowe przesunięcia powierzchni Ziemi. Wspomniana powódź też jest możliwa – ruchy tektoniczne niejednokrotnie wywołują ogromne fale, przez zwykłych ludzi odbierane jako potop. Ale nawet te kilkudziesięciometrowe giganty przecież muszą się na czymś zatrzymać, nawet jeśli przebiłyby się przez łańcuch górski szczelnie otaczający cały kontynent. Pozostaje jeszcze wybuch wulkanu, a najsłynniejszym takim kataklizmem była erupcja wulkanu Krakatau w sierpniu 1883 roku. Przedtem była to wyspa, na szczęście niezamieszkana, o powierzchni 50 km². Po kilku groźnie wyglądających wybuchach i dudniących pomrukach (słyszanych 160 km od wyspy) nastąpiła właściwa eksplozja – wulkan wystrzelił w górę, wyrzucając niemal całą wyspę w powietrze. Słup dymu szybko osiągnął 80 km wysokości, a pył opadł na powierzchni ponad miliona (!) kilometrów kwadratowych. Huk wybuchu był tak potworny, że słyszano go pięć tysięcy kilometrów od wulkanu, a fala uderzeniowa powybijała drzwi i okna w miejscowości odległej o 150 km. A, żeby było... hm, ciekawiej wspomniany wyżej kataklizm, który zniszczył kulturę minojską. Jednak i koncepcja wybuchu wulkanu wydaje się być nie do przyjęcia. Tej miary kataklizm musiałby być katastrofą na miarę całego globu, a nie znaleziono ani w pokładach gleby z tamtego okresu, ani w odpowiednich warstwach lidu (a to doskonały wskaźnik) śladu pyłu wulkanicznego, tak wielkich. A musicie wiedzieć, że wybuchowi wulkanu towarzyszy opad pyłu o wielkości wprost proporcjonalnej do skali eksplozji.

Jednak przejdźmy do drugiego pytania. Czy w ogóle w zamierzchłych czasach była wielka katastrofa? Naukowcy twierdzą, że na pewno... i to nie jedna. Oczywiście nas interesuje ta, która spowodowała zniknięcie z powierzchni Ziemi Atlantydy i która, według Platona miała miejsce około 11,5 tys. lat temu. Tak więc miała (mogła mieć) miejsce gdzieś w roku 9750 przed Chr. Niestety sam Platon nie ułatwia nam sprawy z wyznaczeniem czasu kiedy miało to nastąpić, ponieważ pozostawia nam wiele niedomówień i sprzeczności na ten temat. W dialogu ”Kritias” data ta przypada na rok 9570 przed Chr., ale już w ”Tiamos” – na rok 8570 przed Chr. Raptem tysiąc lat różnicy... Co ciekawsze – istnieje jeszcze inny starożytny dokument, mówiący o ogromnej katastrofie (nie odnosi się jednak do Atlantydy) – ”Codex Troano”, który powstał w Ameryce Środkowej. Zapisano w nim:

[...] W ciągu jednej nocy zniknął[...] ląd[...] wraz z ludnością[...] 8000 lat temu przed napisaniem tej księgi[...]

Niestety nie wiadomo kiedy ”Codex Troano” został napisany. Powszechnie przyjmuje się, że w roku 1500, tuż przed podbojem Meksyku. Wówczas data wspomnianej katastrofy miałby miejsce w roku 6500 przed Chr. Więc tym razem dwa i pół tysiąca różnicy w zestawieniu z datą podaną przez Platona. Zresztą co autor i autorytet, to inne zdanie i inna data na temat katastrofy; Champollion przyjął datę 5867 r. przed Chr., Brugsch – 4455 r. przed Chr., Lepsius – 3626 r. przed Chr., Wilkinson – 2320 r. przed Chr., a Palmer – 2224 r. przed Chr.

Jeszcze ciekawszym dokumentem ”uzupełniającym” relację Platona jest ”Oera Linda Boek” – księga rodziny Over de Linden. Jest to starofryzyjski rękopis, napisany – według współczesnych badań – około 1256 r. Opisuje on historię narodu Fryzów, od którego pochodi ród Over de Linden. Na jego czele stała kapłanka Burgtmaad zwana również Min-Erwa (podobnie do rzymskiej Minerwy!) oraz król Fryzów Minno (Minos!?). Historia ta wspomina o żywiołowej katastrofie, kiedy to rozpoczęło się trzęsienie ziemi jak gdyby zwiastujące jej zgon. Góry zionęły ogniem i płomieniami. Niektóre znów zapadły się w łono ziemi, w innych natomiast miejscach góry wyrosły ponad powierzchnię ziemi. Aldland, nazywana przez żeglarzy Atland, zniknęła, a rozszalałe fale wzniosły się tak wysoko ponad góry i doliny, że wszystko zostało zniszczone, a ci, którzy uciekli przed ogniem, zostali strąceni do wody[...] Jednak w potężnej katastrofie nie wszyscy zginęli, ponieważ Inka oddzielił się od statku Neef-Tuna, który ruszył na Morze Środkowe i pożeglował w kierunku zachodnim w nadziei, że może uda mu się znaleźć część zatopionego kraju Atland[...] Rękopis kończy się podpisem autora - Hiddo Tonomath Ovira Linda Wak oraz miejscem i datą: Napisane w Ljudwer w roku 3449 po zalaniu wodą Atland. Wynikałoby z tego, że jedna część z ocalałych mieszkańców Atlantydy przybiła do wybrzeży śródziemnomorskich, zaś inna pod wodzą Inki do krajów leżących na zachód od zatopionej ojczyzny (Ameryki?!). Zresztą wydają się potwierdzać te informacje legendy i podania starożytnych narodów o ich prawodawcach, kapłanach i bogach przybyłych zza morza. Do Chaldejczyków przybył w długim czarnym odzieniu boski Oann, który nauczył ich astronomii, architektury i uprawy roli. Natomiast w delcie Idusu działał Paraszaria. Nauczycielem starożytnych Egipcjan był Toth. Na brzegu Zatoki Meksykańskiej u Azteków wylądował w czarnej szacie kapłańskiej bóg Quetzalcoatl. Boczika według legendy Mujsków nawadnia dolinę Bogoty, wprowadza kalendarz, prawa i kult słońca. Podobnie postępuje Cuculcan – nauczyciel Majów i Wotan – nauczyciel Tzentalów na Jukatanie. Zadziwia także pewien zbieg okoliczności. Otóż Quetzalcoatl oznacza ”Pierzasty Wąż”, Cuculcan – ”Ptak Wąż”, natomiast egipski znak faraonów – ”ureusz” przedstawia węża, który oplata sępa...

No to inaczej. Co działo się 9-10 tysięcy lat przed Chr. oraz jest potwierdzone i sprawdzone przez naukę? Zdaniem wielu uczonych mniej więcej 12 tys. lat temu, z niewyjaśnionych powodów nastąpiła zmiana klimatu na Ziemi, co przejawiło się przede wszystkim gwałtownym wzrostem temperatury. Wielu uczonych twierdzi, iż stało się to za sprawą małej katastrofy… kosmicznej. Takie przypuszczenie wysunął na przykład dyrektor obserwatorium astronomicznego w Sofii – N. Bonew. Stwierdził on, iż mogła przejść w odległości 40 tysięcy km od Ziemi wielka planetoida, co wywołałaby przypływ oceanów dziesięciokrotnie większy od obecnie wywoływanych.
Polski astronom – M. Kamieński posunął się nawet dalej. Stwierdził on, że mogło być to nie tylko przejście, ale wręcz uderzenie. Obliczając w tył aż 149 kolejnych zbliżeń periodycznej komety Halley’a do Słońca doszedł aż do roku 9542 przed Chr. Według  astronoma Woroncowa–Weliaminowa liczące 30 km średnicy jądro komety Halley’a składa się z gigantycznych brył. Więc jedna z nich mogła odchylić się od swojego toru i uderzyć w naszą planetę znosząc całkowicie z jej powierzchni Atlantydę.

Jeden ze zwolenników kosmicznej zagłady Atlantydy – Otto Muck stwierdził, iż około roku 8500 przed Chr. Ziemia zderzyła się z jedną z planetoid (Muck nazwał ją ”hipotetyczną planetoidą A”), których tysiące krąży dookoła Słońca. Na poparcie tej tezy powołuje się na obliczenia Ludendorfa i Heselinga, zgodnie z którymi w tym czasie cztery ciała niebieskie: Słońce, Wenus, Ziemia i Księżyc ustawiły się w linii prostej. Muck zwraca uwagę, że przy takiej koncentracji sił grawitacyjnych każde przelatujące obok Ziemi ciało niebieskie musiało zboczyć ze swego kursu i uderzyć w nasz glob. Zresztą Muck podaje miejsce, w jakim to miałoby nastąpić – na zachód od wysp Bahama w okolice półwyspu Floryda. Odkryto tam w paru miejscach głębie sięgające 6, a nawet 9 tys. m, które Muck uważa za podwodne kratery po odłamkach planetoidy. Dalsze 3 tysiące kraterów, z których ponad sto ma średnicę przekraczającą półtora km, odkryto na obszarze 165 tys. km² w Północnej i Południowej Karolinie. Szacując wielkość podmorskich kraterów niemiecki naukowiec doszedł do wniosku, iż masa planetoidy wynosiła od 1 do 2 bilionów ton, a jej objętość – ok. 600 km³, co odpowiada kuli o średnicy ok. 10 km. Zderzenie, według Mucka, miało wytrącić Ziemię z jej położenia tak, że obróciła się ona o 30º, a bieguny geograficzne przesunęły się o tysiące kilometrów, a w związku z tym radykalnie również zmienił się klimat półkuli północnej.

Ciekawą teorię wysunęła także estońska uczona – Katarzyna Hagemeister (też zwolenniczka istnienia Atlantydy). Ostatni okres lodowcowy zarówno w europie jak i w Ameryce Północnej zakończył się około 12 tys. lat temu. Wpłynąć na to miał ciepły prąd oceaniczny Golfstrom, który dziś dociera do Oceanu Lodowatego, a przed 12 tysiącami lat nie docierał, ponieważ… na jego drodze leżała Atlantyda, jak twierdzi Hagemaister. Dopiero po gigantycznej katastrofie geologicznej, która zanurzyła ten ląd, Golfstrom mógł zacząć roztapianie lodów na północy.

Hipotezy, domysły, trudno dzisiaj to wszystko zweryfikować, która jest bardziej, która mniej wiarygodna. Jednak ciekawa jest zadziwiająca zbieżność dat: w 8499 r. przed Chr. miało miejsce ustawienie się na linii prostej czterech ciał niebieskich, około 9000 r. przed Chr. Golfstrom zmienił kierunek, kometa Halley’a przeszła obok Ziemi w 9542 r. przed Chr., no i wreszcie dwie (!) wersje zagłady Atlantydy według Platona – jedna około 9750 roku przed Chr., a druga – 8570 r. przed Chr.

Jak wspomniałem na początku nie mamy żadnych dowodów, poza słowami Platona, na to, że Atlantyda kiedykolwiek istniała. A przecież mógł on to wszystko wymyślić. A jeśli nie zmyślił całej historii, to mógł po prostu zostać wprowadzony w błąd. Gdy Solon był w Egipcie i dowiadywał się tego, co później przekazał Kritiasowi Starszemu, na wschodzie rosło w potęgę państwo perskie. Więc może opowiadając tę historię o sojuszu pra-Egipcjan z (nieistniejącymi) pra-Hell enami, kapłani mogli chcieć zapewnić sobie pomoc w ewentualnym, nadchodzącym konflikcie. Jednak z drugiej strony – nikomu do dziś nie udało się podważyć teorii Platona.

Skąd taka ilość emocji na temat czegoś, o czym nie wiemy nawet, czy istniało? Dlaczego tak koniecznie zależy nam na odnalezieniu Atlantydy nawet dzisiaj, kiedy wydawałoby się, więcej spraw ”do załatwienia” mamy np. w kosmosie? Być może dlatego, że chcemy znaleźć korzenie naszej cywilizacji, ”iskrę”, która rozpaliła ognisko, przy którym narodziła się kultura dająca początek wszystkim następnym. Wciąż uparcie szukamy śladów i... wciąż żałośnie mało wiemy. Odkryto już tak wiele dziwnych rzeczy, wobec których człowiek z całą swą wiedzą stoi bezradny, a pewnie jeszcze wiele przed nami. Mimo wielu mistyfikacji i oszustw dotyczących rzekomego odkrycia Atlantydy wciąż nie rezygnujemy z poszukiwań Atlantydy. Opowieść Platona sprawiła, że człowiek podjął wiele badań w zakresie archeologii, etnografii, historii kultury i sztuki i wielu innych dziedzin.

Chociaż trzeba przyznać, że niektóre dyscypliny nauki dysponują wydawałoby się argumentami ”atlantydzkimi”. Jak chociażby humanistyczne, których ”dowody” niejako potwierdzają nieustanne poszukiwanie naszego dziedzictwa. Na przykład tajemnica nagłego i wspaniałego rozkwitu kultury starożytnego państwa Inków w Peru. Kiedy dotarli tam Hiszpanie zaskoczeni zostali nie znaną w ”kulturalnej” Europie doskonałą emalią, brzytwami z miedzi czy zwierciadłami z brązu, a nawet platyny, ozdobionymi w złoto. Przy świątyni Słońca nad rzeką Guantanamą osobliwy ogród, którego podobno wszystkie rośliny, kwiaty, nawet owady, motyle, gąsienice wykonane były z drogich metali i szlachetnych kamieni. Dopiero ”cywilizowani” Hiszpanie zniszczyli doszczętnie ten osobliwy wykwit niezwykłej kultury.

Do dziś też nie została wytłumaczona dziwna zbieżność nazwy praojczyzny Azteków – Aztlan i słowa ”woda” – atl, z nazwą Atlantydy. Historycy zwracają też uwagę na duże podobieństwo budowy stolicy Azteków – Tenochtitlanu (dziś znajduje się tam Mexico–city), która, według podań indiańskich, zbudowana została na wzór starej stolicy w Aztlanie, do platońskiego opisu stolicy Atlantydy. Nie ma ona co prawda tak regularnego kształtu, jak mityczna Posejdonia, jednak może służyć za wzór adaptacji pierwotnego założenia do miejscowych warunków.

Zastanawiającym jest także fakt, iż kult Słońca, charakterystyczny dla kultur starożytnych znany był w starożytnym Egipcie, krajach śródziemnomorskich, południowej Azji, na Wyspach Kanaryjskich, w Irlandii, a także w Meksyku i Peru. Na dodatek przejawiał on się w bardzo podobnych symbolach i obrzędach. Podobnie balsamowanie zwłok rozpowszechnione było nie tylko w Egipcie, ale także na Wyspach Kanaryjskich, w Meksyku i Peru oraz... na wyspach Oceanii.

Wreszcie zadziwiające podobieństwo niektórych budowli. Chociażby piramidy, które przecież nie są charakterystyczne tylko dla Egiptu. Przecież w Ameryce Środkowej odkryto (i nadal odkrywa się) przecież piramidy Majów i Azteków. Przypominają one te z Egiptu, które być może były ich pierwowzorami. Piramidy Nowego Świata mają jednak budowę schodkową, która w Egipcie ma tylko jedna, najstarsza, faraona Dżosera w Sakkara. Służyły one jako podstawy świątyń, a nie grobowce, chociaż w latach 1948 – 1952 we wnętrzu piramidy w Palenque w Meksyku odkryto sarkofag ze zwłokami.

Kolejną ciekawą zagadką jest rozproszenia, sugerujące exodus przedstawicieli jakiejś zaginionej cywilizacji, wśród wielu najbardziej nawet odległych krajów nadmorskich podobnych przejawów kultury. Na przykład japoński etnograf dr Yoshitomi zwraca uwagę na podobieństwo języków Japończyków i Basków (płn. Hiszpania). Z kolei herb Japonii – 16-płatkowa chryzantema jest identyczna z symbolem odkrytym na srebrnej wazie fenickiej z pierwszego tysiąclecia przed Chr. i bardzo przypomina symbole Słońca wykute na kamieniach w lasach Brazylii i na Wyspach Kanaryjskich. Natomiast językoznawcy zwracają uwagę na dziwny fakt, iż wynalezionym przez Majów i Azteków dwudziestkowym systemem liczenia posługują się dzisiaj Baskowie, Duńczycy i Francuzi. No i na koniec (akurat;)) – osobliwe pismo węzełkowe (znane z Peru) tzw. ”quipu”. Jak twierdzi pochodząca z VI w. przed Chr. księga Tao-te kong stosowane było ono także kiedyś w Chinach. Ale taką ”węzełkową księgę” znaleziono także w pochodzącym z początków naszej ery grobowcu dynastii Silla w Korei.

Co ciekawe – także inne nauki, wydawałoby się nie związane z człowiekiem, geologią, także mają pewne zagadki i na ich wyjaśnienie pasuje im... Atlantyda. Są to botanika i zoologia. Największą zagadką botaniki, wręcz ”obrzydliwą tajemnicą”, jak ją nazwał Karol Darwin, jest pochodzenie roślin kwiatowych. Wykształciły się one w ramach wspólnego typu roślin nasiennych z roślin nagozalążkowych setki milionów lat temu – przed zagładą Atlantydy, czy nawet pojawieniem się człowiek. Jednak problem polega na tym, że jak dotąd nie udało się odkryć żadnego ogniwa pośredniego między tymi gromadami. Rośliny kwiatowe (okrytozalążkowe) pojawiają się na Ziemi nagle całkowicie wykształcone i w olbrzymiej mnogości klas, rzędów, rodzin, rodzajów i gatunków. Wręcz jakby trafiły one do nas wprost z... Kosmosu - są i takie hipotezy! W braku innego wytłumaczenia wydaje się dla botaników bardziej prawdopodobne, że rośliny okrytozalążkowe rozwinęły się z nagozalążkowych na jakimś kontynencie, który potem znikł z powierzchni Ziemi. Innym zastanawiającym faktem w botanice jest rozwój pewnego drzewa zwanego poziomkowym, u europejskich i afrykańskich wybrzeży Morza Śródziemnego, w... Ameryce Południowej i na kilku wyspach znajdujących się między tymi kontynentami – Wyspy Kanaryjskie, Antyle, Azory. Z kolei zoologowie podkreślają, że charakterystyczne dla Azorów jastrzębie (od nich pochodzi nazwa nadana w XV w. przez portugalskich odkrywców wysp – ”azores” po portugalsku oznacza jastrzębia) żywią się na tych wyspach głównie dzikimi królikami, które do Europy zostały przywiezione... z Ameryki. Dla niektórych te fakty świadczą o niegdysiejszym istnieniu między Starym a Nowym Światem jakiegoś lądowego ”pomostu”, który zginął w otmętach oceanu.

przegrywanie kaset vhs warszawa Hotell Saarlouis spa Ciechocinek pakiety Badania profilaktyczne pracowników