Niedzwiedz - 2008-04-02 15:02:45

Test wiarygodności dla PiS
Nasz Dziennik, 2008-03-11

W środę, 12 marca, przewidziane jest w Sejmie pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Ustawa jest krótka; zawiera zaledwie dwa artykuły, więc pierwsze czytanie nie powinno trwać długo, podobnie jak drugie i trzecie. Potem głosowanie - jak mówiono w dawnej Polsce - "po harapie". Polska zrzeknie się niepodległości państwowej.
Bo traktat lizboński, który prezydent Lech Kaczyński ratyfikuje z upoważnienia Sejmu, nie jest traktatem zwyczajnym. Jego istotą jest proklamowanie nowego państwa pod nazwą Unia Europejska, którego Polska stanie się częścią składową. Żadna część składowa żadnego państwa nie jest niepodległa. Przeciwnie - podlega władzom tego państwa właśnie jako jego część składowa. Toteż ratyfikacja traktatu lizbońskiego, skutkująca przyłączeniem Polski do Unii Europejskiej jako nowego państwa, oznacza rezygnację z niepodległości Polski.


To, że ratyfikacji traktatu lizbońskiego dokona prezydent Lech Kaczyński, który przy obejmowaniu swego urzędu wzywał Pana Boga na świadka, iż będzie "strzegł niezłomnie" także "niepodległości" Polski, mogłoby być zaskakujące, gdyby nie to, że już zdążyliśmy się przyzwyczaić do łamania przez polityków najsolenniejszych przysiąg. Ewentualnym ratyfikowaniem traktatu lizbońskiego prezydent Lech Kaczyński udowodni, że pod tym względem niczym nie różni się od prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i jeszcze wcześniejszego poprzednika na urzędzie, wynalazcy formuły "za, a nawet przeciw".
Ale w procesie pozbawiania Polski niepodległości prezydent Lech Kaczyński byłby tylko ostatnim ogniwem, ale nie jedynym. Zanim dojdzie do uchwalenia ustawy ratyfikacyjnej, Sejm podjął uchwałę o udzieleniu upoważnienia do ratyfikacji traktatu lizbońskiego w drodze ustawy, co oznaczało zablokowanie możliwości przeprowadzenia referendum. Za tą uchwałą głosowali posłowie ze wszystkich klubów, z wyjątkiem 55 posłów Prawa i Sprawiedliwości, którzy byli przeciw. W ten sposób Sejm niemal jednomyślnie wyszedł naprzeciw życzeniom władców Eurosojuza, by tym razem pozbawić narody Europy możliwości wypowiedzenia się w kwestii własnej suwerenności politycznej. Zatem Sejm może być przedostatnim ogniwem w łańcuchu sprawców pozbawienia Polski niepodległości. Kolejnym ogniwem jest rząd, którego przedstawiciele, w osobach premiera Donalda Tuska i ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, w obecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego 13 grudnia ub.r. podpisali traktat reformujący w Lizbonie. Ale tylko dlatego, że 21 października ub.r. wybory parlamentarne wygrała Platforma Obywatelska. W przeciwnym razie 13 grudnia ub.r. traktat reformujący podpisywałby w Lizbonie premier Jarosław Kaczyński w towarzystwie minister spraw zagranicznych Anny Fotygi. Skąd to wiemy? Ano stąd, że już w początkach października ub.r. pani minister Fotyga oświadczyła w imieniu Polski gotowość do podpisania tego traktatu. Z tego punktu widzenia nie ma zatem wielkiej różnicy między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością, które zresztą opowiedziało się za anszlusem Polski do Unii Europejskiej również podczas referendum akcesyjnego w czerwcu 2003 roku. Zatem PO i PiS, wraz z Lewicą i Demokratami oraz Polskim Stronnictwem Ludowym, mogą stać się trzecim ogniwem w procesie pozbawiania Polski niepodległości.
Wprawdzie w traktacie lizbońskim Polska przekaże kompetencje Unii Europejskiej, a więc innemu państwu, a nie "organizacji międzynarodowej", o której mówi art. 90 Konstytucji, co w ogóle stawia pod znakiem zapytania legalność takiego transferu, jednak wszystko wskazuje na to, że większość parlamentarna wymagana do uchwalenia ustawy ratyfikacyjnej będzie liczona według art. 90 ust. 2 Konstytucji, który mówi o 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz 2/3 głosów senatorów w obecności co najmniej połowy ustawowego składu Senatu. PO ma w Sejmie 209 posłów, PiS - 159, LiD - 53, PSL - 31, a oprócz tego 8 posłów jest niezrzeszonych. Wynika z tego, że bez przynajmniej części posłów PiS ustawa ratyfikacyjna nie może być uchwalona. Podobnie w Senacie, gdzie PO ma 58 senatorów, PiS - 38, a 3 jest niezrzeszonych. Ale za uchwałą blokującą możliwość referendum 28 lutego głosowało 89 posłów PiS. Niektórzy spośród nich tłumaczyli, że to po to, by nie ryzykować referendum, tylko skutecznie zablokować ratyfikację w Sejmie. Ano zobaczymy, czy PiS zachowa się tak jak Tadeusz Rejtan, który 19 kwietnia 1773 roku usiłował nie dopuścić do zatwierdzenia przez Sejm rozbioru Polski, czy jak Adam Łodzia-Poniński, marszałek Sejmu, który zatwierdzenie I rozbioru przeforsował. Warto dodać, że szanse Rejtana były wówczas znacznie mniejsze niż dzisiejsze możliwości PiS, więc wszystko zależy od politycznej woli.

Stanisław Michalkiewicz

住宿 克里斯蒂安桑 ciechocinek hotel wellness