Cyrk
Zacznę od artykułu autorstwa "Nina Hałabuz" gazeta wyborcza.
MEN obcina zajęcia z przedsiębiorczości, choć grozi to inwazją gospodarczych nieuków
Fot. Bartłomiej Barczyk / AG
Ministerstwo Edukacji chce, aby Polacy uczyli się ekonomii, biorąc pożyczki
Od przyszłego roku uczniowie będą mieli o połowę mniej zajęć z podstaw przedsiębiorczości. Przedmiotu nie będzie też można zdawać na maturze. Tak zdecydowało Ministerstwo Edukacji Narodowej. - Ograniczanie zajęć tego typu prowadzi do ekonomicznego analfabetyzmu - ostrzega ekonomista Witold M. Orłowski
Czy warto wynajmować mieszkanie, a może lepiej zaciągnąć kredyt i kupić własne? Oszczędności lepiej zainwestować w akcje, czy odkładać na bankowej lokacie? Ile wyniesie moja miesięczna emerytura?
O takich zagadnieniach mieli dyskutować uczniowie podczas lekcji przedsiębiorczości. Mieli, ale już od przyszłego roku raczej nie będą, ponieważ decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej od września przyszłego roku wymiar godzinowy zajęć z edukacji ekonomicznej w szkołach ponadgimnazjalnych ma zostać zmniejszony o połowę. W praktyce oznacza to, że w ciągu roku zamiast 60 będą mieli 30 godzin zajęć z edukacji ekonomicznej.
Ekonomii uczymy się na własnej skórze
Przedstawiciele środowisk finansowych, biją na alarm. - Przedsiębiorczość nie jest przedmiotem maturalnym, chociaż można zdawać maturę z wiedzy o tańcu czy z historii muzyki - zauważa prof. Marek Rocki, były rektor SGH, a obecnie senator z ramienia Platformy Obywatelskiej. - Warto pamiętać, że jedynie część maturzystów będzie studiowała kierunki ekonomiczne, ale wszyscy będą prowadzili gospodarstwa domowe, więc powinni ocenić oferty banków, wiedzieć, na czym polega oprocentowanie lokat i kredytów czy skąd się bierze budżet państwa - wskazuje Rocki.
- Stale rośnie liczba osób prowadzących własną działalność gospodarczą i korzystających z usług finansowych. Trudno więc zaakceptować sytuację, w której wyłącznym źródłem edukacji ekonomicznej są materiały reklamowe instytucji finansowych - ostrzega Stanisław Kluza, przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego. I dodaje, że Polska jest jedynym z krajów członkowskich Unii Europejskiej, w którym godzinowy wymiar zajęć z przedmiotów ekonomicznych w szkołach jest zmniejszany.
Ekonomiści zwracają uwagę, że po 19 latach transformacji większość Polaków wciąż wierzy w gospodarcze mity. Np. że podwyższenie wynagrodzeń może trwale przyspieszyć tempo wzrostu PKB czy że dzięki wcześniejszym emeryturom młode osoby łatwiej znajdują pracę.
- Wiara w ekonomiczne mity jest dużo gorsza od niewiedzy o funkcjonowaniu gospodarki. Złą wiedzę Polaków wykorzystują populiści, którzy bezkarnie obiecują wyborcom cudowne recepty na szybszy wzrost naszych dochodów - grzmi Wiktor Wojciechowski, ekonomista fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR), na której czele stoi prof. Leszek Balcerowicz.
- Im więcej młodych Polaków nauczy się, że jedynie niskie wydatki publiczne, niskie podatki, duży zakres wolności gospodarczej i stabilne prawo zapewnią nam szybki wzrost gospodarczy, tym faktycznie szybciej ten wysoki wzrost zaczniemy obserwować - dodaje Wojciechowski.
Decyzja MEN zszokowała również samych nauczycieli. - Dwie godziny tygodniowo wystarczały na realizację zajęć teoretycznych i przynajmniej kilku ćwiczeń praktycznych, z których uczniowie wynosili najwięcej. Nowa podstawa programowa jest bardzo obszerna, natomiast przy jednej godzinie zajęć tygodniowo nie sposób jej zrealizować - mówi Karina Machura z III Liceum Ogólnokształcącego w Chorzowie.
Tymczasem MEN oczekuje, że po ukończeniu szkoły uczeń będzie w stanie omówić m.in. transformację gospodarki Polski po 1989 r., wyjaśnić mechanizm funkcjonowania giełdy, krytycznie analizować oferty funduszy inwestycyjnych, firm ubezpieczeniowych i funduszy emerytalnych czy wyjaśnić wpływ deficytu budżetowego i długu publicznego na gospodarkę. - Mam wrażenie, że wśród pomysłodawców zabrakło praktyków z zakresu edukacji szkolnej - dodaje Karina Machura.
Resort tłumaczy, że się konsultował
Zwróciliśmy się do Ministerstwa z prośbą o wyjaśnienie, jakie argumenty stoją za decyzjami o ograniczeniu podstaw przedsiębiorczości. Po pięciu dniach otrzymaliśmy lakoniczną odpowiedź. - W projekcie podstawy programowej planuje się jedną godzinę przedmiotu "przedsiębiorczość" obowiązkowo dla wszystkich uczniów pierwszych klas szkół ponadgimnazjalnych oraz dwie godziny zajęć z przedmiotu "ekonomia w praktyce", z tym że będą to zajęcia do wyboru.
MEN też tłumaczy, że projekt reformy podstawy programowej był szeroko konsultowany ze środowiskiem nauczycieli. - Rzeczywiście, na stronie reformy programowej dostępna była ankieta, którą można było wypełnić online. Szkoda tylko, że trudno było ją wysłać - wiele moich prób spełzło na niczym - mówi nauczyciel podstaw przedsiębiorczości. - Podobnie było w przypadku wielu moich koleżanek i kolegów - dodaje.
Decyzja Ministerstwa jest tym bardziej zaskakująca, że jeszcze wiosną MEN zdawał przychylać się do propozycji, aby podstawy przedsiębiorczości znalazły się na liście przedmiotów maturalnych. W lipcu ub. roku do ministra edukacji narodowej trafiła petycja w tej sprawie. O włączenie przedsiębiorczości do gamy przedmiotów maturalnych apelowali wówczas przewodniczący m.in. Komisji Nadzoru Finansowego, prezes Narodowego Banku Polskiego, prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Pomysł poparli przedstawiciele wyższych uczelni ekonomicznych, m.in. Szkoły Głównej Handlowej i Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. - Mieliśmy wrażenie, że nasze postulaty spotkały się ze zrozumieniem Ministerstwa - wzdycha Anika Ochotnicka, dyrektor Departamentu Edukacji w KNF.
Decyzja Ministerstwa oznacza, że Polacy ekonomii nadal będą się uczyć na własnych błędach, np. wpadając w spiralę zadłużenia, bo nie wiedzieli, że rzeczywiste oprocentowanie pożyczki wynosi kilkadziesiąt procent.
- Niech pierwszy z brzegu normalny człowiek po studiach powie, ile naprawdę płaci za karty kredytowe, debet na rachunku, kredyt hipoteczny - mówi prezes jednego z dużych działających w Polsce banków. - Zresztą nie trzeba daleko szukać. Pytam często samych bankowców: "Wiesz, ile płacisz za usługi bankowe?" Na ostatnim spotkaniu z menedżerami z banku, na 250 obecnych na sali, tylko jeden potrafił odpowiedzieć precyzyjnie na to pytanie.
--------------------------------------------
W drugiej kolejności zwrócę uwagę na artykuł pod tytułem.
--------------------------------------------
Magda Hartman | Wtorek [26.08.2008, 11:14]
NBP nauczy księży ekonomii. Za darmo!
(fot. Tomasz Gzell/PAP)
Jeśli nie jest się katolickim księdzem, za trzymiesięczny kurs podstaw ekonomii trzeba zapłacić 3 tysiące złotych. Jednak dzięki hojności państwowego banku centralnego rzesze kapłanów będą to miały za darmo.
Cała historia, jak zresztą wiele historii w naszym jakże fascynującym kraju, ma charakter niewiarygodny. Jest to skecz komediowy, który wszelako rozgrywa się naprawdę i całkiem na poważnie.
Zaczyna się to tak. Pewna pani z Katolickiej Agencji Informacyjnej, nazwiskiem Małgorzata Starzyńska, przy okazji konkursu na "Proboszcza roku" dostrzegła palący problem: księża nie znają się na ekonomii. A powinni, gdyż
Duchowny na parafiach wiejskich to osoba zaufania publicznego. To właśnie do nich w pierwszej kolejności ludzie zwracają się z pytaniami, także dotyczącymi ekonomii. A księża nie są na to przygotowani. Do pomysłu pozyskaliśmy NBP. Od lat organizują dla różnych grup szkolenia w ramach swojego projektu podwyższania wiedzy ekonomicznej w społeczeństwie. Skoro uczyli już za darmo ekonomii sędziów czy prokuratorów, to dlaczego nie księży.
Dlaczego? Popatrzmy... Może dlatego, że sędzia czy prokurator to funkcjonariusz publiczny - a ksiądz, o ile dobrze pamiętamy, wciąż chyba nie? A jednak - rządzonemu przez PiS-owskiego specjalistę od konstrukcji betonowych Sławomira Skrzypka NBP osobliwa argumentacja pani Starzyńskiej nie wydała się osobliwa.
Pierwsze kursy dla księży pod tytułem "Ewangelia i ekonomia" (!) uruchomiono ekspresowo - w diecezjach warszawskiej i ełckiej zaczną się już 18 września. Katoliccy duchowni będą się uczyć o mikroekonomii, makroekonomii, zaciąganiu kredytów, inwestowaniu oszczędności, pozyskiwaniu funduszy unijnych, podstawach systemu podatkowego i ubezpieczeń społecznych.
W obu diecezjach wolnych miejsc już nie ma. Od stycznia szkolenia ruszą w diecezjach tarnowskiej i gnieźnieńskiej. Trzymiesięczne kursy opłaca NBP. Trzy tysiące za księdza.
Edukacja księży wpisuje się w nasz projekt podwyższania wiedzy ekonomicznej w społeczeństwie.
To ciekawe. Wiedzę o ratownictwie medycznym też należałoby w społeczeństwie podnieść - a jednak nikt tego księży katolickich nie uczy. Podobnie jak ekonomii pastorów czy prawosławnych popów.
Bardzo ciekawe. A' propos: co my tam mamy zapisane w konstytucji? Rozdział Kościoła od państwa i równouprawnienie wszystkich kościołów?
--------------------------------------------
Co wy na to?
--------------------------------------------
Offline
Moderator działu Religie
Czy księży trzeba uczyć jak ograbiać łowiecki? Przecież oni to mają chyba na wykładach z teologii
Offline